Recenzję przygotował Michał Tomala
Mały koncert na świeżym powietrzu, przejażdżka rowerem przez las, spacer z psem, piknik z przyjaciółmi. Te wszystkie rzeczy dobrze oddają malowniczość nowego albumu Dłoni, czyli “Goniłem za słońcem, bo myślałem, że to dojrzałe mango”. Miałem okazję przesłuchać tę płytę wiele razy: w metrze, w domu, w parku, w samochodzie. Jednak pomimo tych zupełnie innych okoliczności i ludzi wokół mnie, w głowie pojawiały mi się te same obrazy. Kompozycje inspirowane slow i indie rockiem wypełnione są nostalgią i nadzieją na lepsze jutro.
Zespół Dłonie pochodzi z Zalesia Górnego, które leży niedaleko Warszawy, jednak myślę, że charakter ich muzyki mocno odbiega od stylu stołecznej sceny niezależnej. Małomiasteczkowa atmosfera tego albumu potęguje błogość, przywodząc na myśl letnie wakacje, gdzie bez ograniczenia spędza się czas z przyjaciółmi i rozmyśla się nad naszym życiem.
Singiel o tej samej nazwie co tytuł płyty “Goniłem za słońcem, bo myślałem, że to dojrzałe mango” brzmieniem mocno przypomina materiał z debiutanckiego albumu grupy, jednak “Jenot” był dla mnie zaskoczeniem. Pomimo inspiracji slow rockiem, ta piosenka wydała mi się być o wiele bardziej dynamiczna, niż to, do czego przyzwyczaił nas zespół na swoim poprzednim albumie. “Ulica” też wnosi dosyć sporą zmianę klimatu, bo swoimi schowanymi wokalami i mocnymi efektami nałożonymi na gitarę przypomina shoegaze lub dream pop.
Podsumowując, drugi album Dłoni jest idealną pozycją nie tylko dla marzycieli i ludzi chcących wspominać dawne dobre czasy, ale też dla ludzi zabieganych i potrzebujących odrobiny odpoczynku. Wspomnienia lata i szczęśliwych momentów pomogą odpocząć i zatrzymać się na chwilę, bo każdy z nas zasługuje na chwilę wytchnienia i refleksji.
Ulubione piosenki: Goniłem za słońcem, bo myślałem, że to dojrzałe mango, Łabędzie, Kaktus
5 grudnia 2022