Recenzję przygotował Michał Pawlak
W dobie artystów-duchów, nieistniejących bytów wygenerowanych przez korporację w imię czystego zysku, Valentin Hansen proponuje nam coś równie radykalnego. Jego nonstop-album, zatytułowany po prostu max, to coś świeżego w świecie muzycznego streamingu.
Valentin od dawna wykorzystuje relację artystów z molochami zajmującymi się szerzeniem ich muzyki. Jego wydany w 2021 roku Crisis (The Worthless Album), czyli bezwartościowy album, przyglądał się bliżej sposobowi monetyzacji utworów wydawanych w najpopularniejszym obecnie serwisie streamingowym – Spotify. Każda z piosenek na tej płycie trwa dokładnie 29 sekund – bo to dopiero od 30 sekundy słuchania streamingowy gigant nalicza profit na rzecz autorów piosenek. W ten sposób żaden z kawałków na Crisis nie przyniesie duńczykowi ani złotówki.
Jego najnowszy album, max, nie jest dostępny w pełni na żadnym z najpowszedniejszych serwisów do słuchania muzyki. Można go słuchać jedynie na stronie artysty lub youtubie. Wynika to z jego nietypowej formy – w momencie pisania tego artykułu max jeszcze się nie skończył, a nowe piosenki pojawiają się średnio co 2 minuty. Rozpoczęty na początku 2025 roku projekt to album nieskończony, nadawany nieustannie, 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu.
W podobny sposób, co słynne The Disintegration Loops Williama Basinskiego, nieskończony album Valentina Hansena zapisywany jest na taśmach magnetofonowych. Na specjalnie do tego stworzonej szafie system zapisuje kolejne piosenki z automatycznie generowanego słuchowiska, po czym ordynarnie rzuca kasetę na ziemię w oczekiwaniu aż ktoś odłoży ją na rzędy półek z poprzednimi utworami.
Awangardowy projekt amerykańskiego muzyka, nazwany The Disintegration Loops, to bodaj jego najsłynniejsza praca. Seria czterech albumów korzysta z dotychczasowej twórczości kompozytora i przetwarza je przez odtwarzacz kaset magnetofonowych, pozwalając im na powolną erozję z każdym kolejnym okrążeniem. Melodie, które słyszymy na początku, niszczeją wraz z zagłębianiem się w dalszą część albumu i stają się coraz mniej rozpoznawalne. William Basinski regularnie wpada do Polski na koncerty, więc jeśli będziecie mieli szansę, koniecznie się przejdźcie.
Co ciekawe, Valentin wchodzi tutaj w rolę jednocześnie twórcy i odbiorcy. Choć to on sam wytrenował program kreujący kolejne kompozycje, te często zaskakują go, jak mówi w wywiadzie dla magazynu Sleek. To dziwne. – przyznaje – Zwłaszcza kiedy słyszę swój głos.
Valentin Hansen o tym, czy czuje się bardziej artystą czy słuchaczem:
I think it’s both. When I’m talking about it, I’m more the artist of the album. But when I’m on the website listening, I’m 100% the listener because I haven’t heard the songs before. It’s quite strange, especially because it’s my voice. Sometimes I recognize words from my own lyrics, as the software is trained on my songs. But in those moments, I definitely feel more like a listener.
Czy ten album to muzyczna rewolucja na zakostniałym rynku przemysłu muzycznego? Z pewnością nie, jest to raczej ciekawa nowinka, która tylko na chwilę zatrzyma naszą uwagę. Ale rozmowy o działaniu streamingowych gigantów i całego rynku muzycznego, które może wywołać z pewnością będą wartością dodaną dla naszego świata.
Warto także zwrócić uwagę, że podobny koncept istniał już wcześniej – w 2020 roku Arca wypuściła Riquiquí;Bronze-Instances(1-100), czyli 100 wersji jej utworu Riquiquí, przetworzonych przez wyćwiczony do tego algorytm. Kod QR na okładce miał przenosić nas do kolejnych instancji, nieustannie kreowanych jak w wizji Valentina, ale obecnie projekt został zawieszony i link już nie działa. W takim razie, oprócz streama na żywo na stronie i youtubie artysty, album Hansena niestety nie jest aż tak nowatorski.
A co Wy uważacie na temat automatycznie generowanych piosenek? Czy zaprogramowany raz przez artystę mechanizm ma szansę zapewnić realną rozrywkę słuchaczom? Czy można stawiać go na równi z tradycyjnie skomponowanymi piosenkami? Dajcie nam koniecznie znać w komentarzach: na naszym facebooku i instagramie.
1 maja 2025
W radiu jakoś od początku roku 2022, student politechniki na kierunku Gospodarka Przestrzenna, tak samo, jak Gnyszy [zob. Łukasz Gnyszko]. Z pasji do studiów miejskich prowadzący audycję urbanistyczną Mmiasto w sobotę o 15:00, usłyszeć mnie też można w soboty na Tygodniku Muzycznym. Autor pierwszego wywiadu unplugged z zespołem Wczasy. Fan serialu Severance i zespołu Fisz Emade Tworzywo. Dumny reprezentant aktywacji wtorkowej. Były redaktor muzyczny, poszukuje stale nowej muzyki – podsyłajcie ciekawe rzeczy! ;——————————)
Muzyka nonstop? To niekoniecznie dla nas, dlatego proponujemy zawartą w konkretnych ramach czasowych sesję muzyczną: Jan Bąk, bogdan sėkalski i Maciek Pepłoński grają album Spij już stary. 39 minut i 54 sekund dobrej muzy.