Recenzję przygotował Maurycy Jędrzejewski
Pisząc tę recenzję niejednokrotnie zaczynałem, pisałem kilka zdań, po czym kasowałem całość w akcie niezadowolenia z danego opisu. Nie wiem w zasadzie dlaczego, bo o debiutanckiej EPce zespołu Metro o nazwie “Stella” jestem w stanie powiedzieć sporo; słuchając jej po raz pierwszy czułem, jak kiszą się we mnie różne emocje, które tylko czekają na uwolnienie w postaci recenzji wysłanej w świat. Z drugiej jednak strony nie wiem nawet, od czego zacząć. Zacznę więc od suchych faktów: “Stella” to pięć kompozycji nawiązujących muzycznie do shoegaze’u, post-punku, rocka alternatywnego czy nawet muzyki indie. O ile większość wspomnianych gatunków ma swoją godną reprezentację w historii Polskiej muzyki, to shoegaze – muzyka sama w sobie dosyć undergroundowa – nigdy nie był u nas szalenie popularny. Jeśli jednak można mówić np. o takich Myslovitz jako pionierach takich brzmień w Polsce, to Metro zdecydowanie zalicza się do sceny renesansu szugejzowego. Nie idzie jednak w stronę dream popu, tak jak to miało miejsce w przypadku warszawskiego Midsommar – którego cudowny debiut “The Dream We Had” również był naszą Płytą Tygodnia jakiś czas temu – lecz w kierunku muzyki mocniejszej, bardziej przesterowanej i energicznej. Efekt jest piorunująco-hipnotyzujący – i bynajmniej nie przesadzam: “Stella” ma w sobie to coś, czego brakowało mi w polskiej muzyce współczesnej. Coś, co nasyciło mój głód muzyki zarówno pięknej, jak i mocnej. Debiut Metra jest chwytliwy, poruszający, energetyzujący i fascynujący naraz. Mamy tu kawałki szybsze (“Faust” lub “Mięso”), wolniejsze (“Warszawa”) jak i po prostu epickie (“Intro”). Żeby nie rzucać już jednak tymi wyniosłymi epitetami, napiszę po prostu: posłuchajcie. Być może również dla Was “Stella” będzie tym, czego i mi brakowało w polskiej muzyce. Trzymam kciuki za Olka, Mikołaja, Mateusza i Piotrka.
Ulubione kawałki: Intro, Faust, Warszawa
8 sierpnia 2022