Recenzję przygotował Łukasz Gnyszko
Najnowsze wydanie od amerykańskiego Model/Actriz było jednocześnie moim pierwszym kontaktem z tym zespołem. To zdecydowanie album, który sprawia piorunujące wrażenie już przy pierwszym odsłuchu. Na Dogsbody znajdziemy bowiem oryginalną mieszankę noise rocka, nowave czy post punku i mimo, że to połączenie może się Wam wydawać nudne, to zapewniam że to album warty uwagi.
Choć to muzyka zaliczająca się do nurtu hoe-scaring, to chłopakom udało się połączyć to z niesamowitą chwytliwością i wręcz tanecznością. Jak dali radę zrobić to z gitarami wyciągniętymi z horroru i wokalem à la schizofreniczny Isaac Woods? Nie mam pojęcia, ale działa to wyśmienicie. Niemal 40-minutowy krążek przeprowadza nas przez wiele emocji, ale stale towarzyszy na nim niepokój. Chyba żaden inny tegoroczny album nie sprawia takiego dyskomfortu w słuchaniu, a jednocześnie ciągle chce się do niego wracać. Stale wyciągam z niego jakieś nowe smaczki ukryte pod gęstą atmosferą tego krążka. Warto też zwrócić uwagę na to jak ciekawie i oryginalnie został użyta gitara przez Jacka Wetmora.
Gdybym miał się przyczepić do jednej rzeczy na tym albumie, to chyba do jego długości. Choć nie jest to wydanie zbyt długie, bo zamyka się w 40 minutach, to wydaje mi się, że zespół zawarł ciut za mało różnorodności w utworach, żeby uzasadnić taką długość. Nawet pomimo tego Dogsbody to jak najbardziej album warty uwagi.
Ulubione utwory: Donkey Show, Crossing Guard, Slate
5 maja 2023