Recenzję przygotował Łukasz Kiciński
Nick Cave w ostatnim czasie przyzwyczaił nas do emocjonalnych i pięknych płyt. Po traumatycznej stracie syna w 2015 roku artysta przelewał swój głęboki żal na muzykę macierzystej formacji, czyli doskonale znanego The Bad Seeds. W tym roku jednak niemałym zaskoczeniem była premiera „Carnage”, czyli albumu wyprodukowanego we współpracy ze swoim długoletnim muzycznym partnerem – Warrenem Ellisem.
„Carnage” to piękna i niezwykle mocna płyta, która z jednej strony porusza aktualne tematy izolacji w świecie pandemii i chaosu politycznego Stanów Zjednoczonych. Jednak co ważniejsze, Cave znajduje na albumie nadzieję i akceptację po bolesnej stracie syna. „Carnage” jest emocjonalnie wymagającym albumem, który stanowi dojrzałe i uzdrawiające rozliczenie z przeszłością artysty. Muzyka na płycie mocno nawiązuje do ostatnich albumów The Bad Seeds. Mimo tego, słuchając galopujących syntezatorów w „Hand of God” czy cudownych partii skrzypiec w „Old Time” można odnieść wrażenie, że muzyka Cave’a się praktycznie nie starzeje i cały czas może nas zaskakiwać.
„Carnage” było albumem, którego nikt w 2021 roku się nie spodziewał. Jednak niewątpliwie każdy (włącznie z samym Nickiem Cave’em) go potrzebował.
Ulubione momenty: Hand of God, White Elephant
6 kwietnia 2021